Wykład „Kobiety-żołnierze AK jako jeńcy na Śląsku Opolskim w 1944 r.” w MUO

Zdjęcie nagłówkowe otwierające podstronę: Wykład „Kobiety-żołnierze AK jako jeńcy na Śląsku Opolskim w 1944 r.” w MUO

Prelekcja miała miejsce 3 września 2018 r. Do wykładowcy i gości zwróciła się m.in. dr Wanda Matwiejczuk, organizatorka i do niedawna kierowniczka Muzeum Uniwersytetu Opolskiego, która zakończyła swoją pracę w placówce i 1 września przekazała swoje obowiązki pani kustosz Katarzynie Mazur-Kuleszy.

Dr Piotr Stanko, historyk Śląska, pracownik Centralnego Muzeum Jeńców Wojennych, był pierwszym po wakacjach gościem muzeum. Przedstawił bardzo ciekawy wykład pt.  „Kobiety-żołnierze AK jako jeńcy na Śląsku Opolskim w 1944 r.”. Poniżej skrót wykładu.

Kobiety-żołnierze AK jako jeńcy na Śląsku Opolskim w 1944 r.

W powstaniu warszawskim (1 sierpnia – 2 października 1944 r.) oprócz mężczyzn wzięli udział nie tylko niepełnoletni chłopcy, ale także kobiety. Po zakończeniu walk, na mocy Układu o zaprzestaniu działań wojennych w Warszawie, podpisanego 2 października 1944 r. między stroną niemiecką a Komendą Główną Armii Krajowej, kobiety - żołnierze AK miały być traktowane jako jeńcy wojenni na równi z mężczyznami. Dodatkowo na mocy rozkazu Naczelnego Wodza kobietom zostały przyznane stopnie oficerskie na podstawie długości stażu w konspiracji oraz co najmniej pół roku pełnionej funkcji kierowniczej, do majora włącznie. Natomiast w służbie sanitarnej wszystkim lekarzom nadano stopnie od podporuczników do kapitanów, o ile nie posiadali ich już w służbie stałej. Dyplomowane pielęgniarki, bez względu na długość konspiracyjnego stażu, także w powstaniu, otrzymywały stopnie podporuczników. Trzecia grupa kobiet, której przysługiwały stopnie oficerskie, to PŻ (Pomoc Żołnierzowi, „peżetki”).

          W sumie do niewoli niemieckiej trafiło ok. 17,5 tys. powstańców warszawskich, w tym ok. 3 tys. kobiet (2969). Największa grupa powstańców - jeńców, gdyż prawie 6 tys., znalazła się najpierw w potężnym kompleksie obozów jenieckich Stalag 344 Lamsdorf (dzisiejsze Łambinowice na Śląsku Opolskim). W tej liczbie było także 1037 kobiet - żołnierzy AK. W grupie tej było 195 oficerów; jedna kobieta - oficer nie była jeszcze pełnoletnia, a 94 kobiety nie miały jeszcze ukończonych 18 lat.

Kobiety z AK przywieziono do obozu 8 października 1944 r., a wywieziono w głąb Niemiec już 30 października 1944 r. Ich pobyt w Lamsdorf (męskim jak dotychczas obozie) stanowił novum, sporą sensację. Mężczyźni bez względu na narodowość podziwiali ich postawę i starali się pomóc. Mowa tu o żołnierzach Wojska Polskiego z 1939 r., Francuzach czy Serbach. Niekiedy jednak to zainteresowanie mogło wręcz okazać się groźne dla kobiet. Mowa o szczególnie źle traktowanych w niewoli jeńcach z Armii Czerwonej. Również niemiecki komendant obozu wraz ze swoim personelem byli bardzo zaskoczeni przyjazdem kobiet - żołnierzy.

Kobiety starały się zachować swą żołnierską postawę, jednocześnie potrafiły zorganizować skuteczne protesty, żądając np. zwrotu skonfiskowanych powstańczych opasek czy poprawy obozowego wiktu. Nie zważały również na strażników i podchodziły pod druty, kontaktując się z innymi sektorami, w których przebywali oficerowie i szeregowi AK. W ich przypadku strażnicy nie strzelali do nich (do mężczyzn tak), jedynie czasem w powietrze, na postrach. W trakcie niespełna miesięcznego pobytu w prymitywnych warunkach Lamsdorf w pamięci kobiet – powstańców warszawskich szczególnie źle zapisało się wyjście do łaźni, które nazwały wręcz torturami, gdyż było to dla nich wyjątkowo traumatyczne doświadczenie. Jak wspominała Irena Czarnowska-Pokorny: „Grupami wprowadzono nas do dużej hali, gdzie okna były otwarte a podłoga cementowa, kazano nam się rozebrać do naga, zostawiając sobie jedynie ręcznik. Ubrania zabrano do tak zwanej odwszalni. Następnie musiałyśmy nagie przechodzić koło dwóch niemieckich żołnierzy, którzy dość brutalnie zanurzali nasze głowy w naczyniach z jakimś płynem, ponoć przeciw wszom. Następnie przechodziło się do małej sali, gdzie na suficie umieszczone były prysznice. Między nami nagimi kręcili się brudni jeńcy sowieccy, jako obsługa łaźni. Nad całością czuwało kilku Niemców, siedzących na stole stojącym przy drzwiach, robiących obrzydliwe uwagi na temat nas nagich. Jako ostatnia tortura pseudo łaźni była woda lejąca się nam na głowy, raz ukrop, to znów lodowata. Całość tej ponurej kąpieli trwała raczej niedługo i znowu wpędzono nas nagie do lodowatej hali. Następnie rzucono nasze ubrania, które były raczej zniszczone i nawet z wszami, których przedtem nie było. Ta gehenna łaźni pozostała mi w pamięci na zawsze”.

            Kolejne kobiety zapamiętały niecodzienny epizod, wizytę niemieckiego generała, który dokonywał inspekcji gospodarczej części obozu, i – jak wspominała Bożena Tazbir-Tomaszewska – w jej trakcie przystanął, „[…] wzniósł nieco głowę, bowiem nad studnią rozpięty był długi sznur, a na nim schły świeżo uprane te nasze domowe pamiątki z lepszych czasów: jedwabiki z falbankami, zaszewkami, wypustkami; koronki, wstążeczki, paseczki. Niebieskie i różowe, gładkie i w kropeczki, z kwiateczkami. Cała uzmysławiająca kobiece kształty i bieliźnianą kokieterię kolekcja powstańczych wojowniczek. Generał stał i patrzył. Miał prawdopodobnie za sobą długą karierę wojskowych inspekcji. Stał i patrzył. Coś pewno nie mieściło mu się w głowie. Stał i patrzył. W zdumieniu powiedział: «Phantastische Soldaten!». Inspekcja zakończona”.

            W celu utrzymania dyscypliny wojskowej,  właściwego morale oraz ujęcia obozowego codziennego życia w odpowiednie ramy, dowództwo nad  tą grupą sprawowała grupa kobiet-oficerów AK, z mjr Wandą Gertz i mjr Janiną Karaś na czele. Znaczną pozycję u Niemców wyrobiła sobie natomiast zasłużona lekarka kpt dr Jadwiga Beaupré. W gronie kobiet -  powstańców w Lamsdorf było wiele zasłużonych przedwojennych bądź powojennych działaczek społecznych czy twórczyń kultury, m.in.: pisarki i poetki, siostry Józefa Radzymińska i Joanna Żwirska; pisarka, autorka m.in. powieści „Ten obcy” – Irena Jurgielewiczowa; autorka opowiadań, wierszy, tekstów piosenek, słuchowisk radiowych, wieloletnia redaktor „Świerszczyka” i „Misia” – Barbara Lewandowska; Irena Pokrzywnicka, która w trakcie powstania namalowała słynny obraz „Matka Boska Armii Krajowej”; Wanda Traczyk-Stawka, zasłużona przewodnicząca Społecznego Komitetu ds. Cmentarza Powstańców Warszawy.

            Stalag 344 Lamsdorf dla większości jeńców - powstańców warszawskich okazał się miejscem epizodycznego tylko pobytu, przejściowym obozem – „przystankiem Lamsdorf” na krótszym lub dłuższym jenieckim szlaku. To tutaj rejestrowano ich nadając jenieckie numery (tzw. nieśmiertelniki), selekcjonowano i kierowano do kolejnych obozów w głębi Rzeszy.  Nie inaczej było z kobietami. Już 30 października 1944 r. wysłano je do Stalagu IV B Mühlberg (w Saksonii, nad Łabą). Na miejsce dotarły dzień później. Wcześniej miało miejsce wzruszające pożegnanie przez mężczyzn-powstańców, w tym także przez swoich narzeczonych bądź mężów (chór i orkiestra grały narodowe pieśni z Mazurkiem Dąbrowskiego włącznie) i jeńców innych narodowości. Wiele kobiet płakało. Pomaszerowały na stację, gdzie załadowano je po 42–57 w wagonie, prawie bez okien. Następnego dnia o godz. 11 przybyły do Mühlberg (ale 60 chorych na szkarlatynę i 14-osobowy personel medyczny skierowano do pobliskiej filii obozu, lazaretu w Zeithain). Trafiły do porządnych baraków, każda miała własną pryczę, a na drugi dzień zgłosił się do nich wrześniowiec, mąż zaufania polskiego obozu, ofiarując swą pomoc. Nic więc dziwnego, że w opinii jednej z nich, wspomnianej już I. Czarnowskiej-Pokorny „nasz nowy obóz po Lamsdorfie wydał mi się rajem”.

        Dla pozostawionych w Lamsdorf kolegów ich wyjazd oznaczał dużą stratę. Stanisław Kuczyński zanotował w swym dzienniku: „Podczas wychodzenia były żegnane przez nas okrzykami i piosenkami marszowymi. Pogoda pochmurna, maszerujące oddziały, śpiew chłopców zza drutów i wszystko umilkło. W obozie życie popłynęło jeszcze bardziej monotonnie, a w «małpim gaju» [tj. sektorze kobiet – PS] cisza i pustka. Skończyły się wyczekiwania przed drutami. Wymiana kartek, paczek, rozmów i uśmiechów”. Obecność kobiet działała bowiem mobilizująco na pozostałych. Kuczyński dodał: „Nikt już nie wychodzi, bo nie ma gdzie. Kobiety wyjechały, więc cóż pozostało. Tylko siedzieć”.

            Po wojnie, od lat 60. XX w. kobiety i mężczyźni, żołnierze AK, byli jeńcy Lamsdorf, zaczęli przyjeżdżać do Łambinowic, odwiedzając miejsce dawnego obozu oraz Centralne Muzeum Jeńców Wojennych. W ostatnich latach goszczą u nas zwłaszcza w kolejne rocznice przybycia pierwszego transportu jeńców-powstańców do Lamsdorf. Już 6 października bieżącego roku w Łambinowicach odbędą się takie właśnie uroczyste obchody z udziałem świadków tamtych tragicznych wydarzeń sprzed 74 lat.

Dr Piotr Stanek

Centralne Muzeum Jeńców Wojennych

ZOBACZ FILM

 GALERIA ZDJĘĆ

.