Wyższe uczelnie a epidemia koronawirusa – ciekawy wywiad prof. Piotra Steca z WPiA dla „DGP”

Zdjęcie nagłówkowe otwierające podstronę: Wyższe uczelnie a epidemia koronawirusa – ciekawy wywiad prof. Piotra Steca z WPiA dla „DGP”

Epidemia to sygnał do głębokiej, strukturalnej zmiany szkolnictwa wyższego. To od nas będzie zależało, czy sytuacja związana z koronawirusem zmobilizuje nas do stworzenia czegoś nowego – mówi prof. Piotr Stec z Wydziału Prawa i Administracji UO w wywiadzie przeprowadzonym przez Paulinę Szewiołę dla „Dziennika Gazeta Prawna”. Ciekawa i ważna rozmowa została opublikowana 27 sierpnia 2020 r. O czym mówi w niej  prof. Piotr Stec?

Zdalnie, ale nie tylko

Między innymi o tym, jaki model kształcenia wybierają w czasie pandemii uczelnie zagraniczne. „Część uczel­ni w przyszłym semestrze na pewno będzie kształciła wyłącznie w systemie zdal­nym. Zapowiedział to m.in. Uniwersytet w Cambridge. Inne przechodzą na model hybrydowy, ale niekoniecz­nie rozumiany w taki sposób jak u nas. Na polskich uczel­niach oznacza on z reguły, że zajęcia praktyczne wyma­gające dostępu do aparatu­ry będą prowadzone stacjo­narnie, a wykłady online. Na niektórych zagranicznych uczelniach zdecydowano z kolei, że część studentów bierze udział w zajęciach na miejscu, a reszta uczestni­czy w nich zdalnie. To bar­dzo ciekawy pomysł (…). Część uczelni zastana­wia się też nad kształceniem zdalnym i umożliwieniem studentom zdawania egza­minów w certyfikowanych centrach egzaminacyjnych. Ze względu na ogranicze­nia dotyczące podróżowania wydaje się to dobre rozwią­zanie przede wszystkim dla tych uczelni, które kształcą studentów mieszkających na stałe za granicą” – czytamy w wywiadzie.

I dalej: „Już teraz na wielu uczelniach zagra­nicznych część studentów przystąpiła do rekrutacji, ale z myślą, że chciałaby zacząć studia nie w 2020 r., tylko w 2021 r. A gdy nie ma stu­dentów, to nie ma też eta­tów. O zwolnieniach coraz głośniej mówi się już na ryn­ku australijskim. Podobnie sprawa wygląda w Wielkiej Brytanii.

Do tego na całą sytuację z epidemią nakłada się kry­zys związany ze spadającą liczbą studentów z powodu niżu demograficznego w Eu­ropie i USA. W konsekwencji uczelnie niemieckie, które do tej pory nie były zbyt za­interesowane rekrutacją cu­dzoziemców poza obszarem Europy Środkowej i Wschod­niej, teraz zaczynają kiero­wać ofertę do studentów zagranicznych z innych re­jonów świata. To będzie też istotne z naszej perspektywy. Bo bezpłatne lub nisko płatne studia w Niemczech lub we Francji mogą stać się cieka­wą alternatywą dla polskich uniwersytetów.”

Konsekwencje finansowe i psychologiczne

Prowadząca wywiad  dziennikarka redakcji „Dziennik Gazeta Prawna” Paulina Szewioła zapytała prof. Piotra Steca, czy problemy finansowe spowodowane koronawirusem dotkną także polskie uczelnie. Zdaniem profesora może tak się stać, znajdujemy się bowiem w sytuacji specyficznej, gdyż – oprócz zmagania się z koronawirusem – musimy także  dostoso­wywać swoją działalność do przepisów zmienionych reformą szkolnictwa wyż­szego. „Chodzi szczególnie o zmiany w algorytmie fi­nansowania szkół wyższych, które premiują duże ośrodki akademickie kosztem tych mniejszych na dorobku. Co jest niesprawiedliwe, bo nie możemy oczekiwać takich samych wyników od młode­go start-upa i od Microsoftu. U nas też, chociaż na mniejszą skalę, występuje problem z obcokrajowcami. Nie wiemy również, czy pol­scy studenci będą w stanie zapłacić za studia niestacjo­narne, a to spora grupa. Za­gadką jest to, czy przetrwa­ją uczelnie niepubliczne. Ich byt zależy w znacznej mie­rze od tego, czy będą miały studentów płacących czesne” – mówi prof. Stec.

Wymienia także inne niż finansowe konsekwencje spowodowane koronawirusem, które mogą dotknąć polskie uczelnie. „Nie wiemy, jak od strony psychologicznej ludzie znio­są przedłużające się pozbawienie kontaktów z innymi. Nie mamy żadnego zinstytucjonalizowanego programu wsparcia psychologicznego pracowników szkolnictwa wyższego. Chociaż część uczelni stara się wspierać od tej strony swoją kadrę...

Kolejna sprawa to ograni­czenia w pracy badawczej. Niektórych kwestii nie zała­twi się przez internet. Jeżeli ktoś prowadzi badania pole­gające na wywiadach z ludź­mi albo potrzebuje dostępu do archiwów, to jego karie­ra naukowa została obecnie wyhamowana. Pojawia się też problem pracowników, którzy mają obowiązki domowe - muszą zająć się dziećmi lub starszymi rodzi­cami. Są to głównie kobiety, które mają przez to mniej czasu na badania i publikacje. Przełoży się to na spo­wolnienie ich karier, jeżeli w ogóle zdecydują się one pozostać w nauce.

Pamiętajmy, że każda uczelnia ma próg, od któ­rego opłaca się jej funkcjo­nować. Gdy zostanie prze­kroczony, mogą zacząć się zwolnienia. Na początku by­łoby to zamrożenie przyjęć nowych pracowników, nieprzedłużanie umów, wysyła­nie najstarszych pracowni­ków na emerytury, a gdyby to nie pomogło, musiałyby pojawić się bardziej radykal­ne cięcia. To może spowodo­wać lukę pokoleniową. Oso­by zdolne, które nie znajdą zatrudnienia na uczelni, pójdą gdzie indziej.”

Inny świat, inne szkolnictwo wyższe

Pytany, jak po epidemii będzie wyglądało szkolnictwo wyższe na świecie prof. Stec odpowiada: „Na pewno nie będzie takie samo. Zresztą świat nie bę­dzie już taki sam. To jest sy­gnał do głębokiej, struktu­ralnej zmiany szkolnictwa wyższego. Poza jego umasowieniem ostatni tak cie­kawy bodziec to pojawienie się politechnik w XIX wie­ku, a potem może wyższe szkolnictwo zawodowe. Od tego czasu właściwie nic się nie dzieje. Był moment, kie­dy wydawało się, że Massive open Online Courses (MOOCs), czyli kursy online otwarte dla nieograniczonej liczby uczestników dostęp­ne przez stronę interneto­wą, wprowadzą nową jakość. Okazuje się, że nie do końca to wypaliło. Taki kurs koń­czy kilka procent osób, któ­re się zapisały. Teraz od nas będzie zależało, czy sytuacja związana z koronawirusem zmobilizuje nas do stworzenia czegoś nowego.

Musimy też odpowiedzieć sobie na pytanie, czego będą oczekiwać od uczelni przy­szłe pokolenia studentów. Są to ludzie, którzy inaczej widzą świat, bo całe życie żyją w rzeczywistości standardo­wej i wirtualnej. Chcą kon­kretnego zawodu. Mają inne aspiracje. Chcą być w stanie połączyć rozrywkę i czas wol­ny z karierą. Pytanie, czy tradycyjny uniwersytet jest w stanie spełnić ich oczeki­wania. (…). Każda szkoła wyższa musi znaleźć swoje DNA. Nie ma jednego modelu do zadekre­towania przez rząd, ale przy wszystkich zmianach waż­na jest polityka państwa, bo decyzje rządu mogą spowol­nić albo przyspieszyć zmiany. Z perspektywy sektora pu­blicznego trzeba zastanowić się nad zasadnością ograni­czania uczelniom swobody kształtowania programów studiów. Mamy bowiem uczelnie zawodowe, które nie mogą robić nic bez zgo­dy ministra, a swoboda dzia­łania uczelni akademickich zależy od tego, czy mają one odpowiednią kategorię ba­dawczą.”

Potrzebna symbioza z otoczeniem gospodarczym

Profesor odkreśla też w rozmowie z Pauliną Szewiołą, że przydałyby się sprawne na­rzędzia do współpracy uczel­ni z samorządem i biznesem. Mówi „DGP”: „My [na Opolszczyźnie] stworzyliśmy taki model kooperacji, ale nie jest on do skopiowania wszędzie. Inna jest bowiem specyfika dużych i małych regionów. Epidemia pokazała, że kon­dycja uniwersytetu wpływa na cale otoczenie gospodar­cze. Nagle się okazało, że brak studentów to nie tylko mniejsze wpływy kawiarni, wynajmujących lokale, kin i teatrów, to także mniej­sza szansa na znalezienie pracownika i rozwój miasta. Na przykład w Opolu jest ok. 20 tys. studentów, w więk­szości czynnych zawodowo, a miasto liczy ok. 128 tys. mieszkańców. To niebagatel­na liczba, zwłaszcza że chodzi tu o aktywnych i myślących o przyszłości mieszkańców miasta, które nie może po­zwolić sobie na ich utratę. Dlatego biznes i samorząd powinny aktywnie włączyć się w proces przygotowywa­nia uczelni do prowadzenia badań i kształcenia w świecie, w którym jedyne, co jest pewne, to niepewność.


.